sobota, 6 kwietnia 2013

Dwadzieścia cztery


*

"Spójrz - wystawy śmieją się z nas,
a ty wybrałaś znów właśnie mnie,
bo wiesz, że gdy zimno ubiorę
i do siebie wezmę cię."



Co prawda nie chciałam zostawiać Kamila samego na pół dnia, ale musiałam w końcu wyjaśnić sobie pewne sprawy z Cyprianem. Ares poszczekiwał wesoło, ciesząc się na spacer, ale musiałam go wziąć, bo czasem siedział samotnie w domu długimi godzinami, czekając, aż wróci życie. Kochałam tego psiaka, więc nie mogłam odmówić temu spojrzeniu, gdy widział, jak się ubierałam. Co najlepsze – przestał rano sikać mi na podłogę! Ale i tak musiałam wstawać wcześniej i go wyprowadzać.
Z Cyprianem umówiliśmy się w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Wolałabym w parku, ale pogoda niestety nie dopisywała – pierwszy śnieg spadł dzień przed naszym spotkaniem. Nie podobało mi się to, ale z pogodą przecież się kłócić nie będę… Nie wiem, czemu wybrałam nogi jako środek transportu, już po kilku minutach marszu zrobiło mi się zimno, ale nie opłacało mi się wracać, więc po prostu przyspieszyłam kroku. Kolejne kilka minut i już wjeżdżałam windą na trzecie piętro, trzymając w dłoni smycz Aresa.
Mężczyzna, otworzywszy mi drzwi spojrzał zdziwiony na mojego psa, ale nie odezwał się ani słowem, ja powiedziałam tylko, że będzie grzeczny. Blondyn pochylił się nad psem i podrapał go za uchem, miałam ochotę odciągnąć od niego Aresa, ale powstrzymałam się od tego. Spuściłam psiaka ze smyczy i zdjęłam kaganiec, a on od razu wyminął Cypriana i pobiegł zwiedzać mieszkanie. W jakiś sposób byłam z niego dumna.
Zostałam zaproszona do kuchni połączonej z jadalnią, usiadłam na jednym z wygodnych krzeseł, już niedługo w pomieszczeniu pojawił się mój pupil. Spojrzałam na ściany, były pomalowane na ciemnoniebieski, co w połączeniu z białą lodówką, mikrofalówką i kuchenką powinno dać uczucie chłodu, ale panele w jasnym kolorze łagodziły to wrażenie i było tutaj nawet przytulnie. Mężczyzna usiadł po przeciwległej stronie stołu, próbując zacząć, widziałam, że się zbierał, ja milczałam niezmiennie od momentu, w którym wkroczyłam za próg. Wolałabym nie musieć słuchać wszystkiego, co chce mi powiedzieć. Nie posiedział za długo na tym krześle, podniósł się i sięgnął do szafki, powieszonej wysoko. Wyciągnął jakąś kartkę papieru i podał mi ją bez słowa, więc rozłożyłam ją i zaczęłam czytać – były to wyniki badań i jasno wynikało z nich, że mężczyzna jest bezpłodny. Chociaż tyle…
-          Przepraszam. Nie powinienem, ale o tym już ci mówiłem. Milena nauczyła mnie paru rzeczy i wiesz… ja po prostu rozumiem mój błąd. Co prawda z nią już nie jestem, bo ona jest nie do wytrzymania, ale… sama wiesz.
-          Wiem. Myślałam, że będzie mi ciężej ci wybaczyć, ale rozumiem, że byłeś zraniony. Nie twierdzę, że to nie twoja wina, ale nie twierdzę też, że nie było w tym mojej… Niemniej teraz muszę o tym wszystkim powiedzieć Kamilowi… do świąt. Gdybyś nie kłapał językiem Milenie, miałabym więcej czasu… I to, że jej o wszystkim powiedziałeś, to już mam ci za złe.
-          Ja pomogę ci wszystko wyjaśnić! – zapewnił mnie solennie.
-          Nie trzeba, muszę sobie z tym poradzić sama. Niemniej dzięki za chęci.
Był naprawdę przygnębiony. Chyba chciał mi jeszcze coś powiedzieć, ale po jego minie wywnioskowałam, że się zawstydził i zaniechał swoich planów. Ares położył głowę na swoich łapach i ziewnął, był zmęczony. Wyjrzałam za okno, śnieg prószył i prószył, sypiąc białe płatki na przechodniów. Jedni byli źli, bo zakłócał im spokój, inni, którzy umieli docenić jego piękno spoglądali w górę, rozkoszując się ślicznymi kształtami małych płateczków. Do której grupy bym należała, idąc drogą? Pewnie do tej pierwszej, wolałam wysokie temperatury. Ciekawe, jakie będzie moje dziecko… - pomyślałam sobie. Czułam na sobie wzrok Cypriana, ale nic sobie z tego nie robiłam, jednocześnie umiałam mu wybaczyć i dalej byłam na niego zła. Wiem, że to zupełnie idiotyczne, ale tak było.
…wiem, że wy byście mu łeb urwali, ale ja już nie chciałam. Po raz pierwszy najchętniej wyciszyłabym mój temperament do zera i stała się miłą istotką, która kocha cały świat, ale jak tylko pomyślałam o całej zgrai osób, której nie lubię, uświadomiłam sobie, że wyglądam na aspołeczną.
-          Dziękuję ci za to, że uratowałeś mnie przed tymi bandytami, ty i ten twój kolega…
-          Grzesiek?
-          Yhy… - mruknęłam.
-          A mielibyśmy nie zareagować? Na twoim miejscu mogła być przecież każda inna dziewczyna i żadna, nawet najgorsza z nich nie zasługiwała na taki los. A na pewno nie ty, tym bardziej, że jesteś w ciąży – uśmiechnął się. – Jeszcze raz gratuluję.
-          Dziękuję.
-          Cieszysz się, że będziesz matką?
-          Tak, jednocześnie jestem pewna, że wszystko będzie w porządku, ale z drugiej strony jestem przerażona, że sobie nie poradzę. Tym bardziej, że jeśli przyznam się Kamilowi, to zostanę sama i…
-          Nie sądzę – przerwał mi. – Wtedy, gdy odprowadziłem cię do domu, no wiesz, opowiedziałem mu jak było i… on cię bardzo kocha. Wydaje mi się, że wybaczy ci wszystko. Był tak wściekły na tych bandziorów, że aż strach było na niego patrzeć, wiem, że gdyby coś ci zrobili, to on by poszedł siedzieć za samosąd. Na szczęście skończyło się na ramieniu, ale on i za to chętnie skopałby im tyłki, mówię ci.
-          Chciałabym w to wierzyć, naprawdę… - szepnęłam.
-          Powiedz mu to jak najszybciej – powiedział, nie mięknąc ani trochę na widok mojego smutku. – Im szybciej, tym lepiej, mówię ci.
-          Łatwo mówić – rzuciłam tak cicho, że nie usłyszał. Głośniej powiedziałam: - Chyba już pójdę.
-          W porządku, rozumiem to – uśmiechnął się do mnie.
Pierwszy oddech świeżym, zimnym powietrzem natchnął mnie do działania. Pomyślałam sobie „A co mi tam! Powiem Kamilowi teraz, może Cyprian rzeczywiście miał rację?”, ale strach ścisnął mnie za gardło. Już wiedziałam, że nie pisnę mu nawet słówka.
Ponownie po powrocie do domu zastałam go rozmawiającego przez telefon; spuściłam psa i poszłam do kuchni, wcześniej myjąc ręce. Zabrałam się za przygotowywanie obiadu, słyszałam jak mężczyzna rozmawia, siedział niedaleko mnie. Nie krył się z rozmową i już po paru zdaniach wymienionych między nim a rozmówcą zorientowałam się, że jest nim ojciec Maksa. Szczerze mówiąc nie wiedziałam czy chcę go poznać, bo mógł okazać się zupełnie inny niż tata mojego ukochanego, wredny, niemiły, może jakiś pijak? Bez sensu, a jednak trzeba było próbować. Gdy skończyłam kroić marchewkę do surówki, podeszłam do Kamila i cmoknęłam go w policzek, uśmiechnął się tylko. Rozmowa szła chyba nie bardzo po jego myśli, ale mój chłopak dzielnie tłumaczył mężczyźnie, że został ojcem. Dopiero po wymienieniu nazwiska „Cecylia Wojciechowska”, mężczyźnie coś się rozjaśniło i zgodził się na spotkanie, pytając jeszcze o wiele szczegółów. Widziałam jak Kamil drgnął w pewnym momencie, spojrzałam na niego pytająco, ale on pokręcił głową, ruszając ustami w ten sposób, bym zrozumiała „Później”. Kiwnęłam głową i w dalszym ciągu go obserwowałam. Spostrzegłam, że aż tyka ze złości, co było do niego niepodobne – był praktycznie zawsze opanowany, wyrozumiały i czuły. A może był taki tylko dlatego, że mnie kochał? Ja jego przecież też, uśmiechnęłam się czule. Nie wyobrażałam sobie już życia bez niego i kompletnie nie wiedziałam jak mam mu się do wszystkiego przyznać.
Wystraszyłam się jak nie wiem co, gdy Kamil gwałtownie krzyknął „Kurwa!”. Zacięłam się w palec, który po zadaniu pytania „Co się stało?” wepchnęłam sobie do buzi i zaczęłam w szafce, zwanej u mnie apteczką, szukać plastrów.
-          Facet zgodził się na spotkanie. – mężczyzna wziął głęboki wdech, przymykając oczy, po czym ze świstem wypuścił powietrze. – On powiedział, że będzie chciał adoptować Maksa.
-          Co?! – krzyknęłam, upuszczając znalezione plastry. Wytrzeszczyłam oczy. – Ale on przecież nawet go nie zna!
-          Wiem, ale powiedział, że zawsze marzył o synu. Nie wiem czemu, ale od początku mi się nie podobał, a jak zmienił ton na wieść o tym, że Maks jest jego synem… wiesz, dreszcze mnie przeszły. Chyba sobie odpuścimy to spotkanie – mruknął. – Wiem, że to z mojej strony zbyt żałosne, ale… Wiesz sama, ja chcę dla niego jak najlepiej, a nie oddać go obcym ludziom.
-          Wiem, Kamil, ja to dobrze wiem. I nie musisz mi tego tłumaczyć, nie idziemy na żadne spotkanie.
-          Tym bardziej, że on teraz mieszka w Poznaniu, podobno ma tam jakąś firmę.
Nie odpowiedziałam nic, zaklejając ranę. Kamil podjechał do mnie i zupełnie zmieniając temat, wesoło zapytał:
-          A wiesz, co już umiem? – odparłam, że nie mam pojęcia, mężczyzna wskazał mi swoją nogę i lekko podciągając nogawkę zaczął poruszać palcami i nawet dostrzegłam lekki ruch jego stopy w prawą stronę. – Widzisz?
-          Widzę, zawsze wierzyłam, że ci się uda z tego wyjść. Jeszcze trochę i będziesz biegał! – uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go namiętnie w usta, on odwzajemnił moją pieszczotę.
-          No nie tak szybko, ale są jakieś postępy. Rehabilitacja działa – uśmiechnął się do mnie.
Strasznie cieszyłam się, że mężczyzna wreszcie zaczął podchodzić do życia bardziej pozytywnie. Nie mogłam już patrzeć na jego zmagania ze sobą. A może właśnie dlatego, że nie mogłam już na to patrzeć mężczyzna udawał, że wszystko jest w porządku? Nie, nie, on taki nie był, uspakajałam sama siebie. Wiedział przecież, że wszystko może mi powiedzieć…
Nie wszystko. Nie powiedział mi o tym, co gnębiło go wtedy, gdy palił. Może to była błaha sprawa, skoro już od dawna nie czułam od niego zapachu papierosów, ale w dalszym ciągu martwiłam się o to. Przygryzłam wargę i skupiłam się na krojeniu sałaty lodowej, żeby nie zaciąć się po raz drugi. Spojrzałam na mojego chłopaka i mimowolnie uśmiechnęłam się. Cały czas próbował poruszyć nogami bardziej, ale już nie frustrując się, tylko spokojnie, wesoło wręcz. Mimo tego wiedziałam, że martwi się ojcem Maksa, ale odsuwał od siebie tę myśl – w końcu on był w Poznaniu, my w Warszawie, no i facet nie widział chłopca na oczy.
…nie, ja też trochę się bałam, ale wierzyłam, że będzie dobrze. Mnie się mogło nie ułożyć, zasługiwałam na to, ale Maks? On nic złego w życiu nie zrobił, więc powinien być szczęśliwy.
-          Kamil… - wypowiedzenie tego imienia dało mi nieodgadnioną przyjemność. – Powiesz mi coś?
-          Zależy co, kochana – uśmiechnął się do mnie. – Jeśli chcesz się dowiedzieć dlaczego nie umiem strzelać palcami, to ci nie powiem, bo nawet nie wiem od czego to zależy. – wyszczerzył zęby. Dawno nie widziałam go w tak dobrym humorze…
-          Nie, ja tak na poważnie.
-          No mów – ponaglił mnie.
-          Właściwie co cię gnębiło wtedy, kiedy paliłeś papierosy? Ja wiem, że to było dawno, ale ja dalej się tym martwię, bo chciałabym wiedzieć, czy to coś poważnego. Kazałeś mi się wtedy do siebie przytulić i powiedzieć ci, że cię kocham, pamiętasz?
-          Pamiętam. Ale nie kazałem, tylko prosiłem – spoważniał. – Kochasz mnie? – podeszłam do niego i ukucnęłam tuż przy wózku, opierając moje dłonie o jego kolana.
-          A jak myślisz, kocham cię?
-          Myślę, że tak – odpowiedział bez wahania.
-          Skąd to pytanie? Bo ja cię cholernie kocham, Kamil. Nie wyobrażam sobie żyć bez ciebie, nie wyobrażam sobie nawet jednej chwili ze świadomością, że teraz „jestem wolna” i mogę znaleźć sobie kogoś nowego. Ja nie chcę. Bo kocham tylko ciebie. Więc dlaczego pytasz?
-          Nie wiem, ja czasem boję się, że mnie zostawisz i wtedy bym sobie chyba nie poradził. Możesz mieć wszystko, co tylko chcesz, więc dlaczego ciągle jesteś przy mnie, Beśka?
-          Bo cię kocham. I tylko dlatego wtedy paliłeś?
-          Właściwie to… tak – odparł, ale ja byłam przekonana, że kłamie. I dlaczego kłamał – nie miałam pojęcia.
Kiedyś się tego dowiem, poprzysięgłam sobie.

*

Mój Boże, to już Dwadzieścia cztery!
W związku z tym pytam - kto chciałby być poinformowany o starcie następnego bloga z opowiadaniem? Wiem, że jeszcze mam dwa rozdziały i epilog do końca, aczkolwiek zacznę Was zbierać już teraz, jeśli chcecie czytać następnego bloga - dajcie info w komentarzu w tej lub następnych notkach ;)

Pozdrawiam Was serdecznie ;)

7 komentarzy:

  1. DAWAJ kolejny blog!
    Nie podobał mi się ten rozdział jak poprzedni bo nie było tyle emocji, ale jak ty to ty dobrze jest i dobrze i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że chcę być poinformowana o kolejnym opowiadaniu! :D A co do rozdziału, to moim skromnym zdaniem nic konkretnego się nie działo, trochę nawet zdziwił mnie fakt, że ojciec Maksa chcę go przygarnąć nie znając w ogóle chłopca. A Cyprianowi to tak łatwo bym nie wybaczyła.. może i ją uratował, może i był bezpłodny, ale był winny tego, że być może przyznanie się Beśki do winy(chociaż jaka w niej wina, skoro została wykorzystana wbrew swojej woli) może popsuć związek jej z Kamilem.
    Pozdrawiam.
    /pozorne-szczescie/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze genialne i wcale się nie rozczarowałam. chętnie będę czytać Twojego nowego bloga. z reszta już Ci to mówiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cyprian się nawrócił? Tak mam to rozumieć? Chyba na to wychodzi. Nie przypomina zupełnie tamtego dupka z Kotów Jesiennych, gdyby nie ten jego wybryk, byłabym w stanie go nawet polubić. Dobrze się stało, że Berenika nie chowa urazy, tak łatwiej sobie wszystko poukładać.
    Chciałabym kiedyś spotkać chłopaka, który jest podobny w sferze uczuciowej do Kamila. To, jak on rozmawia z Beśką, każde słowo... Przepełnione jest miłością. Nie chcę wierzyć, że to może się skończyć, mam nadzieję na happy end, którego tak bardzo brakuje w mojej rzeczywistości. On musi wybaczyć, musi. Zżera mnie ciekawość, jak to wszystko się rozegra, a jednocześnie trochę przykro, że to już koniec opowieści o Berenice. Jednak będę czytała twojego nowego bloga, jasne:)
    Ps: Chyba coś dziś napiszę, ale nie gwarantuję, że na moim blogu szybko pojawi się coś nowego. Próbuję się przyzwyczaić, że będę musiała iść do liceum, ale nie mogę oswoić się z tą myślą..-,-

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że nie komentowałam wcześniejszych rozdziałów ale okres przed świąteczny i poświąteczny miałam zawalony obowiązkami :/
    Jestem zszokowana postawą Cypriana, ale mimo to nadal uważam go za dupka i mógłby się starać i starać ja zdania nie zmienię :)
    Co do mileny: Co za sucz! Od początku kiedy się pojawiła miałam przeczucie, że będzie chciała Kamila dla siebie! I o proszę!
    Jestem całym sercem z Bereniką i będą ją wspierać w tych trudnych chwilach kiedy powiem Kamilowi :)Przez chwilę myślałam, że Cyprian powie, że się nie przespali, i że wszystko ukartował aby to tak wyglądało. Niestety tak się nie stało:(

    O nowym blogu oczywiście chce zostać poinformowana :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Na miejscu Bereniki byłabym przerażona podczas spotkania z Cyprianem. Dziwiłam się, że nasza główna bohaterka tak po prostu chciała z nim porozmawiać na osobności. Jak widać jednak, zna się na ludziach. Co prawda wciąż nie mogę uwierzyć w nagłą przemianę Cypriana. Mam wrażenie, że jego wyrzuty sumienia są udawane, lecz kto wie, co siedzi w jego głowie. Może naprawdę sytuacja Berki nim wstrząsnęła.
    Przeraziłaś mnie sprawą ojca Maksa. Nie wierzę, żeby chłopczyk chciał zamieszkać ze swoim biologicznym rodzicielem, w końcu jest zżyty ze swoim bratem. Mam nadzieję, że tata Maksymiliana widząc ich relacje mimo wszystko nie podejmie takiej decyzji, postara się wszystko zrozumieć. Oczywiście dobrze by było, gdyby często widywał swojego syna, może nawet zabierał go na weekendy albo przeprowadził się do Warszawy w ramach możliwości.
    Ja jestem peeeewna że Kamil wie! Ha ha! :D:D Jestem strasznie ciekawa, czy mam rację <3
    Czekam na resztę, bo akcja się zapętla <3 pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze powiedziawszy przestraszyłam się, kiedy wyszło, że Berenika ma spotkać się z Cyprianem w jego mieszkaniu. Pomimo tego heroicznego czynu, którego dokonał wcześniej, nadal mu nie ufam i bałam się o naszą bohaterkę. Ale Cyprian zachował się naprawdę przyzwoicie. Nie można mu tak do końca wybaczyć, ale przynajmniej zrozumiał swój błąd i zaoferować dziewczynie pomoc. To nieco podratowało go w moich oczach, chociaż już chyba zawsze będę czuła niesmak do tego bohatera :)
    Prawdę powiedziawszy ten cały ojciec Maksa również mi się nie podoba; ten mężczyzna w sposób fizyczny nie pojawił się w opowiadaniu, jednakże to, co mówił Kamilowi, jak i sama opinia Wojciechowskiego okazały się dla mnie wystarczające. Lepiej oszczędzić małemu wrażeń, a sobie problemów... Tylko czy teraz ten facet nie będzie próbował odszukać syna? W sumie wcale bym się nie zdziwiła...
    To takie cudowne, że rehabilitacja daje jakieś efekty! Od wypadku minęło już trochę czasu i zaczynałam się bać, czy Kamil kiedykolwiek zwalczy jego skutki. Oby z jego nogami wszystko było w porządku. A co do jego rozmowy z Bereniką... Cóż, z gorącym przekonaniem poczułam, że on nie potrafiłby jej zostawić, nawet przez coś takiego jak zdrada. Takie zachowanie drugiej osoby sprawia ból i rozczarowuje, ale Kamil jakoś sobie z tym poradzi. Po prostu wierzę, że ta dwójka będzie szczęśliwa. Karenika <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń